Oszronione rowery i cała masa pomników, czyli relacja z Hamburga

Miasto rowerów, sklepów z indyjską odzieżą i pomników, w którym brakuje tylko jednego: herbaty z cytryną. Oto Hamburg – metropolia, którą wysłannicy portalu BiletyAutokarowe.pl odwiedzili dzięki uprzejmości Biura Podróży Sindbad.


Mija jedenaście i pół godziny od wyjazdu z Gliwic, gdy z głośników w autokarze dobiega głos pilota: dochodzi szósta rano, jesteśmy w Hamburgu, prosimy nie zapomnieć o bagażu podręcznym. Autokar zawija do zatoczki na nowoczesnym dworcu; rozprostowujemy nogi i wysiadamy, obserwując załogę wydającą podróżnym bagaże. Przybyliśmy do celu punktualnie, co robi wrażenie, biorąc pod uwagę, że pokonaliśmy ponad 880 kilometrów. Zimą, czy w nie najlepszych warunkach.

Rozglądamy się dookoła. Nadal jest ciemno. Na ulicach pustki. Sklepy wciąż zamknięte. Do chwili, gdy będziemy mogli zameldować się w hotelu, pozostało jeszcze kilka godzin. Cały wielki Hamburg pozostaje do naszej dyspozycji. Trochę po omacku rozpoczynamy jego poznawanie.

Żywa historia

Dzieje Hamburga sięgają IV wieku p.n.e.; kiedy to niedaleko ujścia rzeki Łaby zaczęli osadzać się Sasi. Zalążkiem dzisiejszego ogromnego miasta, rozpościerającego się na powierzchni 755 kilometrów kwadratowych i przewyższającego liczbą ludności Warszawę, był kościół wzniesiony przez Karola Wielkiego w IX wieku.


Wokół świątyni zbudowano warownię Hammaburg, która miała z czasem stać się Hamburgiem – jednym z najważniejszych miast portowych w średniowieczu. Rzeką Łabą transportowano w głąb kontynentu ryby, sukna, kawę, kakao oraz mnóstwo innych towarów, zaś w świat wyruszały partie doskonałego hamburskiego piwa. Choć znaczna część miasta została zrównana z ziemią podczas nalotów w II wojnie światowej, w Hamburgu nadal czuć ducha historii.

Przed rozpoczęciem wycieczki przekraczamy próg dworca, żeby w cieple, bez pośpiechu zastanowić się, dokąd pójść. Budynek wygląda interesująco: jest to przeszklona konstrukcja, mieszcząca biura popularnych linii autokarowych – niezbyt duża, ale czysta i przyjemna pod względem estetyki. W okienkach Sindbada, Becker Reisen czy EST sprzedawcy mówią po polsku, dzięki czemu dworzec jest znakomitym punktem zaczepienia dla świeżych przyjezdnych.


Na razie jednak wszystko jest nadal zamknięte, postanawiamy więc, że sprawdzimy, gdzie znajduje się nasz hotel. Po opuszczeniu dworca uderza nas siarczysty mróz, ale nie zwracamy na to większej uwagi. W końcu przyjechaliśmy tu, żeby zwiedzać.

Hotelowe epicentrum

Położona kilkadziesiąt metrów od dworca ulica Steindamm to istne hotelowe centrum świata; potknij się, a wpadniesz na lokal z noclegami. Wysoka klasa miesza się tu z przeciętnością, a schludność z zaniedbaniem. Wprawdzie ulice Hamburga są zadziwiająco czyste – natkniesz się co najwyżej na rozrzucone tu i ówdzie niedopałki – ale elewacje niektórych budynków zdążyły obrosnąć warstwą brudu i kontrastują ze szklanymi wieżami, wypolerowanymi do połysku.


Na pierwszy rzut oka mógłbyś zorientować się, gdzie znajdziesz nocleg za mniej niż 40 euro za dobę. Nasz pokój ma kosztować tylko 37 euro, więc nie spodziewamy się fajerwerków. I słusznie, bo Wikinger Hof to wąski budynek wciśnięty między dwa nieco większe; hotelik tak niepozorny, że łatwo można by go przeoczyć, przeskakując wzrokiem po bardziej imponujących konstrukcjach.

Jest jeszcze coś w ulicy Steindamm; coś, co zauważymy dopiero wieczorem. Nad ranem wzrok przyciągają neony hoteli, ale po zapadnięciu zmroku dołączają do nich szyldy bardziej egzotycznych przybytków. Hotel, kasyno, sex shop, hotel, kasyno, sex shop – regularność jest zaskakująca i zapewne nieprzypadkowa. Na razie jednak nieświadomie przechodzimy obok wygaszonych reklam, kierując się w stronę dworca kolejowego, który o tej porze jest jedynym miejscem zdradzającym objawy życia.

Miasto transportu

Jest już po siódmej, ale wciąż panują egipskie ciemności; co więcej, ulice ciągle są wyludnione. Gdzie podziali się ludzie idący do pracy? – zastanawiamy się, wchodząc do zabytkowego budynku dworca kolejowego. Natychmiast dostajemy odpowiedź.

Perony są zatłoczone, a co jakiś czas z pociągów wylewa się masa pasażerów, która w pośpiechu opuszcza dworzec i znika gdzieś na przepastnych ulicach. Hamburg to niezwykłe przestronne miasto, które nawet w godzinach szczytu trudno uznać za szczególnie zatłoczone. Tłumy tutaj się gubią.

Dworzec Hauptbahnhof to coś więcej niż kolejowa stacja; to centrum Hamburga, przez które każdego dnia przewijają się tysiące ludzi. Znajdziesz tu sklepy z pamiątkami, restauracje, bary szybkiej obsługi, kawiarnie, a wreszcie informację turystyczną. Od dworca autokarowego dzieli cię może sto metrów, zaś przy obu wyjściach czekają na ciebie dziesiątki taksówek kremowego koloru. Niezależnie od tego, jaki środek transportu wybierasz, do przystanku masz zawsze blisko. Również jeżeli udajesz się w podróż lotniczą.

Na lotnisko możesz pojechać taksówką (za około 25 euro), autobusem (ok. 2,5 euro) lub koleją (za zbliżoną cenę). Przejazd pociągiem trwa 24 minuty, zaś linia kursuje co 10 minut, więc inne opcje wydają się zbędne. Wylatujesz z dalszych lotnisk, np. Lubeki czy Bremy? To także nie stanowi problemu. Autokar Ryanair zabierze cię z dworca autokarowego.

Jeżeli poruszasz się w obrębie miasta, możesz skorzystać z metra, choć najwygodniejszym pojazdem wydaje się rower. Nie bez powodu jednoślady są przypięte do niemal każdego płotu, poręczy czy słupka; spotkasz je co krok nawet w zimie, i to w miejscach, w których najmniej byś się ich spodziewał. Słowem: Hamburg to miasto transportu, czemu trudno się dziwić, jako że jest miastem portowym – trzecim największym na kontynencie i piętnastym na świecie.

W centrum uwagi

Pierwszy dzień spędzamy na poznawaniu centrum Hamburg-Mitte – głównego spośród siedmiu okręgów Hamburga. To nieduży obszar, ale bardzo bogaty i różnorodny; jest tu i Muzeum Sztuki (Kunsthalle), Muzeum Sztuki i Rzemiosła (Museum für Kunst und Gewerbe), i Centralna Biblioteka (Zentralbibliothek), której pilnują gigantyczne posągi mężczyzny i kobiety, wyrzeźbione przez Stephana Balkenhola; są dwa dworce, masa dużych i małych sklepów, restauracje, stacje metra oraz zaskakująco liczne posterunki policji.

Żeby zobaczyć to wszystko, potrzeba wiele czasu; nawet nie zauważamy, gdy zbliża się wieczór. Bunkrujemy się w restauracji Din Hau na Kurze Mühren 6. Jesteśmy zdania, że jeśli chcesz zjeść dobrze i nie przepłacić, powinieneś zjeść u Azjatów. To ludzie o specyficznym podejściu do kuchni; nie dość, że gotują doskonale, to na dodatek uważają, że „mała porcja” oznacza dużą porcję na mniejszym talerzu.

Na noc wracamy do hotelu. Ku naszemu rozczarowaniu Wikinger Hof nie ma nic wspólnego z wikingami – to lokal egipski. Z jakiej przyczyny nasz pokój nie jest gotowy, więc recepcjonista prowadzi nas do leżącego obok hotelu Mercedes. Nie mamy powodów do narzekań: lokal wydaje się bardziej nowoczesny. Płacimy 38 euro, choć miało być 37 – opłata kartą obarczona jest dodatkowymi kosztami. Niestety nie mamy gotówki, ale czy w takich sytuacjach ktoś jej jeszcze używa?

Nieprzypadkowe miasto

Rano ruszamy w trasę, rześcy i gotowi, posileni śniadaniem z hotelowej jadłodajni – niestety pozbawionym niemieckich akcentów. Wieczorem trzeba będzie wracać do Polski, toteż w pozostałym czasie postaramy się zwiedzić Stare Miasto i port.


Nasza droga prowadzi przez Ballindamm, czyli ulicę położoną nad jeziorem Binnenalster – mniejszym bratem Aussenalster leżącego po przeciwnej stronie kanału. Oba akweny tworzy przepływająca tędy rzeka Alster. Skuta lodem tafla jeziora emanuje chłodem, przed którym nie chronią nawet grube kurtki.

Dochodzimy do przestronnego placu, nad którym góruje neorenesansowy ratusz, który w roku 1897 zastąpił swojego zniszczonego w pożarze poprzednika. Towarzyszy mu miniatura historycznej zabudowy miasta. Przyglądamy się jej przez chwilę, po czym zagłębiamy się w uliczki: Bleichen, Adolphsplatz, Grossen Burstah, Neue Burg i inne, aż trafiamy na Willy Brandt Strasse i Deichtorplatz.


Zróżnicowanie architektoniczne Hamburga jest zdumiewające
. Zabytkowe kamienice przeplatają się z nowoczesnymi biurowcami; gigantyczne mrówkowce stoją naprzeciw dawnych spichlerzy; brzegi przecinających tę część miasta kanałów ciągną się wysoko, przechodząc w elewacje kolorowych budynków. W niebo, ponad to wszystko, pną się dźwigi. Rozbudowa Hamburga trwa cały czas.

Pod względem architektonicznym to prawdziwy magiel. Takie jest dziedzictwo drugiej wojny światowej: naloty dywanowe zrównały część miasta z ziemią. Ale mimo wszystko nowe i stare jakoś ze sobą współgra. Hamburg-Mitte sprawia wrażenie okręgu przemyślanego i spójnego, w którego budowie oraz odbudowie nie uczestniczył przypadek.

Co lubią Hamburczycy

Hamburczycy z chęcią korzystają z rowerów – ale po co? Prawdopodobnie do przemieszczania się od pomnika do pomnika. Posągi muszą być przez nich bardzo lubiane, ponieważ są praktycznie wszędzie: przy kościołach, w pobliżu zabytkowych budowli, na rynku, na dziedzińcu ratusza, w pobliżu muzeów, na większych ulicach, na placach.


Jeszcze więcej niż pomników znajdziesz sklepów z indyjską odzieżą, najczęściej skumulowanych na niewielkiej powierzchni, na terenach mniejszości narodowych. Kawiarni również jest sporo, zaś ich menu wydaje się kosmopolityczne. Nie rzuca się w oczy niemieckie zamiłowanie do potraw ciężkich i tłustych, choć w McDonaldzie znajdziesz bułkę z białą kiełbasą. Niestety, nigdzie nie podadzą ci herbaty z cytryną.

Hamburczycy palą, i to palą namiętnie. Reklamy papierosów są treścią wielu billboardów, zaś trzaskający mróz nie odstrasza klientów knajp i restauracji od zajmowania miejsc przy stolikach ustawionych na zewnątrz lokalu. Cena nałogu? Trudno powiedzieć. Minus dziesięć stopni to za mało, żeby skłonić wielu tubylców do założenia czapki czy ciepłej kurtki, więc kawa na świeżym powietrzu nawet w takich warunkach może być dla nich przyjemnością.

Czas wracać

Pogoda nie dopisuje; jest pochmurno, zimno, a na dodatek zaczyna się ściemniać. Do odjazdu naszego autokaru zostało jeszcze parę godzin, więc nie chcielibyśmy ich zmarnować.

Kierujemy się na południe, do portu, robiąc przystanki przy galerii fotografii Deichtorhallen, zabytkowych spichlerzach Speicherstadt i Międzynarodowym Muzeum Morskim – Internationales Maritimes Museum. Czujemy już ziąb ciągnący od Łaby, kiedy drogę niespodziewanie zagradza nam siatka. Tędy nie dojdziemy; prowadzone są jakieś prace remontowe.

Zerkamy na zegarek: za późno, aby obchodzić przeszkodę. Trzeba wracać. Ale przecież nie zobaczyliśmy jeszcze tylu atrakcji: parku miniatur, muzeum łodzi podwodnych, ogrodu botanicznego, pomnika Bismarcka… Miasto jest wielkie, a nasz czas ograniczony, wracamy więc do dworca na Adenauerallee 78, nadkładając nieco drogi, aby spojrzeć na jezioro Aussenalster i raz jeszcze zerknąć na panoramę Starego Miasta znad Binnenalster. Wieczorem wygląda uroczo.


Dworzec. Przed dwudziestą na stanowisko numer 12 podjeżdża autokar Sindbada. Czas pożegnać się z Hamburgiem – przestronnym, czystym, majestatycznym i zróżnicowanym miastem, zaskakującym pod wieloma względami. Mamy nadzieję, że będziemy mieli okazję tu wrócić.

* * *

Portal www.BiletyAutokarowe.pl dziękuje linii Sindbad za udostępnienie biletów. Przypominamy, że bilety autokarowe Sindbad oraz bilety na autokary do Niemiec kupisz w naszym serwisie.

Autor: Turisticus

Kto nie lubi odpocząć od szarej codzienności przynajmniej w wolny weekend? Nie znam lepszego sposobu niż wyjazd do jakiegoś ciekawego miasta.